SERNIK O SMAKU MIĘTY, CZYLI MAMA NIEIDEALNA

Sobotnie przedpołudnie, cotygodniowy rozgardiasz…

W zlewozmywaku piętrzy się stos naczyń po śniadaniu, w filiżankach zalega zimna kawa czekająca na dokończenie, pralka wydaje się przypominać o konieczności włączenia funkcji ON, stosik prasowania cierpliwie czeka na rozstawienie deski,
a miarowy szum robota kuchennego przygotowującego sernik o smaku mięty dobitnie daje znać, że nie będzie czekał na kolejne składniki.

Na szczęście sobotni poranek nie wymaga dostarczenia młodzieży szkolnej na liczne zajęcia pozalekcyjne, co przekłada się na radość, że w dobie szalejących cen - nie trzeba będzie szybko uzupełnić paliwa w baku.

W końcu w nieidealnym domu roznosi się zapach pieczonego, nieidealnego sernika. Bo jak ma być idealny skoro nieprzemyślana decyzja o jego upieczeniu wiąże się z brakiem świeżej mięty - z braku laku - zastąpionej świeżą bazylią? Wszak kolor się zgadza, świeżość też, doniczki podobne, a Domownicy… może nie zauważą różnicy? Przecież liczą się dobre chęci, pragnienie dogodzenia bliskim, stworzenia namiastki domu idealnego...

Ach, Mamą być!

To najpiękniejsza, najgodniejsza i najbardziej odpowiedzialna rola, jaka przypada kobiecie. To powołanie, które cieszy; napawa dumą, radością, nadzieją, strachem, często zdumieniem, ale bywa, że i irytacją, kiedy po raz kolejny świeżo wyprasowane białe spodnie noszą ślady majowej trawy, a jesienią, gdzieś po 21.00, trzeba udać się - z latarką w ręku - na poszukiwanie kasztanów na plastykę następnego dnia.

Będąc mamą dwóch nastolatek, w tym tegorocznej maturzystki - nie sposób nie przeżywać ich trosk i rozterek, uczestniczyć w ważnych decyzjach, stać wraz z nimi u progu „życia przed zakrętem”.

Będąc jednocześnie mamą dwóch córek w wieku wczesnoszkolnym – nie sposób nie doświadczać ich małych problemów, nie koić się ich bezwarunkową miłością i nie wzruszać się ich bezbronnością i zaufaniem.

Mierzenie się z wielką i odpowiedzialną rolą Mamy, nie byłoby możliwe bez wpatrywania się w MAMĘ IDEALNĄ, czyli Maryję, bez szukania u Niej ratunku, pociechy, pomocy i dobrej rady. Wypełnianie matczynego powołania nie byłoby możliwe bez przesuwania paciorków różańca w modlitwie do Maryi - Matki rozwiązującej węzły codziennego życia, bez majowych wezwań Litanii Loretańskiej, bez październikowego różańca, bez Maryjnych Świąt.

Bo bywa, że bycie Mamą boli. Wiedzą to zwłaszcza mamy dzieci chorych, które muszą się mierzyć z cierpieniem własnego dziecka, walczącego, wygrywającego, a czasem przegrywającego z ciężką chorobą. Oddanie się, zawierzenie, zaufanie
i powierzenie całego swojego świata Matce Idealnej – Maryi – sprawia, że w wielu ciężkich sytuacjach jest łatwiej, sprawia, że bycie Mamą boli trochę mniej.

W miesiącu poświęconym Maryi, bardziej niż kiedykolwiek warto, by wszystkie mamy oddały swoją nieidealność Bożej Rodzicielce, by w częstych majowych nabożeństwach powierzyły jej swoje nieperfekcyjne macierzyństwo,
z jego wzlotami i upadkami, z jego zwycięstwami i porażkami, z jego sobotnim rozgardiaszem i niedzielnym względnym ładem.

A sernik - mimo wszystko - wyszedł prawie idealny. :)

mf

do góry